Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyrolowana w Szanghaju. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyrolowana w Szanghaju. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 16 sierpnia 2012

Maglev i sorry Chinki - 3

Przemierzam ogromne wypolerowane tafle marmuru czy innego granitu w kierunku kolejki. A zresztą stanę sobie na ruchomym chodniku, w końcu jestem straaaasznie zmęczona podróżą, i podjadę sobie do Maglev. Nazwa od magnetycznej lewitacji- jak dla mnie supertrafnie wymyślona dla unoszącego się 10cm nad ziemią kolosa. Mam gotówkę za walizkę, wiec kupuję bilet w okienku i ustawiam się na peronie, zwykłym. W odróżnieniu od naszych czyściutki. Dziwnie tylko patrzy się na miejsce gdzie zamiast szyn jest beton, jakby niedokończona budowa torowiska. Niezbyt dużo osób oczekuje, ale i pociąg kursuje często, więc nie dziwi mnie to wcale. 
Jeju jestem w Chinach naprawdę. Blondynka niebieskooka wywołuje spore zaciekawienie. Nie ja, mała.
Bacznie obserwuję  wszystkich, losując w myślach kogo mogę poprosić o pomoc we wtarabanieniu się do środka z moim majdanem. Zresztą z tymi tobołami wyglądam jak rasowa Chinka z TV podróżująca w okresie Nowego Roku :P Dziwne nie jest. Śmieję się do tej wizji udając, że to do dziecka.
Czytam folder: 30km w 8minut a myśli mi uciekają do Polski. Przeliczam odległości: 20minut i jestem w Zakopanem, godzinka i pokonana trasa Kraków- Warszawa. Fajnie by było. Ale biorąc pod uwagę, że koszt budowy 10km torowiska to prawie 2 mld dolarów, to tego się nie doczekam ;) Pociąg już jest. Para młodych Chińczyków, którą kojarzę z samolotu oferuje mi pomoc. Super. Pamiętam tą dziewczynę, bo miała na pokładzie jako podręczny bagaż suknię ślubną. Pewnie emigranci będą w kraju przodków się żenić. 
O, siadamy razem na tą chwilkę i zaliczam wtopę- moja historyjka o ślubie była prozaiczna. Polecieli na wycieczkę do Paryża, On się oświadczył i zakupili suknię od projektanta... I niby człowiek nie myśli stereotypami... Ale ja od razu bym w myślach taką romantikstory wykreśliła  jako nieprawdopodobną. Chcą mieć najpierw synka później córeczkę. Mogą mieć parkę, bo obydwoje są jedynakami. Tymczasem Zuzia, która ma fioła na punkcie telefonów- najlepsza zabawka na świecie - wyciąga ręce i dostaje go od niej do zabawy na czas podróży! Do tego nie mogę przywyknąć i stresuje mnie wizja upadającego aparatu, oczywiście najnowszej generacji. W Polsce mnie na taki nie stać. Ani w Chinach. Przekupiona jedzie u niej na kolanach, a ja próbuję zrobić jakieś zdjęcie. Może cyknę wyświetlacz z szaloną prędkością?
Jeszcze chwalę się karteczką z adresem tych miejsc zakupowych wypisanych przez kobietę z samolotu i kolejny raz mam opad szczęki. Oświecają mnie, że to namiary na najdroższe centrum zakupowe. Czyli laska, która obok mnie siedziała na pokładzie, miała na sobie ciuchy za grube tysiące. No cóż, chyba nie będą mi potrzebne te namiary na butiki gdzie torebki kosztują kilka tysięcy dolców..
Jakie "chyba"?
Dlaczego myślałam, że oni tam gdzieś wszyscy biedni. Niby wiem, że nie, a przeszło mi przez myśl, że miała na sobie podróbki. Dlaczego nie pomyślałam, że dziewczyny z Chin stać na suknie z Paryża? Niniejszym sorry i w ogóle już tak nie będę. Nastawiam się na permanentne zdziwienie, albo jeszcze lepiej na "wiem, że nic nie wiem".

środa, 8 sierpnia 2012

Co z tym bagażem w Szanghaju -2

część poprzednia

Lubię duże rzeczy, w szczególności samoloty. Ten mi pasuje, z miejscem-kołyską przede mną więc będę miała wolne ręce kiedy mała pójdzie spać, a i jej wygodnie będzie. Chyba nie bardzo wiem jak dojechać do hotelu, mam zarezerwowany dwuosobowy pokój, mam kartkę z adresem hotelu po chińsku, oby jakoś się udało. Nie znam krzaczków, nie mam jak wytłumaczyć nawet nazwy, a jak na kartce jest jakiś błąd? 
Nie wiem na co mam większą ochotę, na sok pomidorowy czy pepsi. Powiedzmy, że na zdrowsze. Zamknę oczy i pomyślę, że mi się uda, że to bezpieczny i przyjazny kraj. Działa. Zaczyna do mnie docierać co zrobiłam, ciekawe czy każdy kto ma bilet w ręce i przed sobą nieznane wsiada w samolot. Kurczę mam mało ubrań, liczyłam na niezłe zakupy. Koło mnie siedzi Chinka tak modnie ubrana. Możemy chwilę pogadać:) Leci z Holandii i pyta ile za bilet dałam. Cała Chinka! Oczywiście z dumą rzucam, że około 500 Euro za bilet plus drobne na dziecko. Nieźle się naszukałam promocji, a ona że za tyle da się czasem w biznes klasie polecieć. No ciekawe, chyba wezmę na nią namiary to będzie mi rezerwować. No tak, pracuje w korporacji jakiejś i często może latać do kraju. Ja też chcę taka pracę! I ciuchy od Prady jak ona.. Kilka rad od niej gdzie mam robić zakupy- zanotowane przez nią po chińsku na kartce. Ha. Też sobie coś ładnego kupię! I taksówkarz mnie tam dowiezie bez kłopotu jak zobaczy od nie krzaczki. Oczywiście przypytałyśmy się nawzajem na okoliczność dzieci i całej rodziny. Standardowo;)
Właśnie przyciemniają światła, będzie dłuższa przerwa w posiłkach, udajemy, ze jest noc. Dziecko, śpij, ja też chcę się zdrzemnąć...Dziękuję... śpi... ciii.. 
Jakoś leci czas, filmy, jedzenie, picie... Patrzę na wyświetlaną mapę- już tak daleko od domu.... Z samych Helsinek 7400km
Lądowanie na Pudongu. Czekam na wózek Zuzi, ale go nie ma. Trzy mi zaprezentowano, w tym zero mojego! Pokazują mi na migi, że nie mogę tam stać i idę dalej. Mina mi zrzedła, w mózgu migają juany które będę musiała na wózek wydać. I to nie wiem gdzie. Facet za mną biegnie jak w filmie, WOW mój wózek cały zafoliowany, żeby się mu nic nie stało- super! Przez tą folię chyba nie wiedzieli co tam jest. Wybaczam. Odzyskana wygoda! Lalala
Jeszcze tylko walizka.
Rozbita.
Serio.
Na szczęście tylko częściowo z zewnątrz, podszewka trzyma rzeczy w środku. Kurka, kółko też załatwione, jak ją ciągnąć?
Pokazuję walizkę w informacji, no bez przesady, wózek na pokładzie zafoliowany jak nie wiem, a walizką karbonową rzucali między samolotami czy co?! Odsyłają mnie do stanowiska Finnair. Spoko. O Chinka. Spodziewałam się blondynki, która mnie pocieszy.... Jest siódma rano i mam prawo być zmęczona po podróży, no nie? I nie myśleć logicznie. Papiery po chińsku do podpisu?! Zwariuję! Chcę walizkę taką samą i już! Przyszła inna laska i wypełnia wartość, stopień zniszczenia, kseruje bilety itd. Gdzie ona dzwoni? Jest jeszcze jakiś gość z walizkami, to chyba po niego dzwoniła. Przypchał przed sobą ze 20 nowych walizek i mam sobie jedną wybrać. Ale jazda. Tylko ja chcę taką twardą jak mam- jeju nie jarzą. Jednak jarzą: babka mi daje 200 juanów. Udaję obrazę i mam już po chwili 800, ale dalsze negocjacje nie idą. Dobra, ja chcę do hotelu! Dajcie tą kartkę to podpiszę. No i mnie chyba zrobili w ciula, chyba wpisała tam więcej kasy, że mi dała. Nie wiem. Zresztą nie będę narzekać, i tak załatwiłam sprawę. Pół godziny stracone, ale gotówka w łapkach, warto było. Wzięli więcej czy nie? Nieważne. Poradziłam sobie sama z dzieckiem na ręku. No dobra, w wózku;) Sukces!
Ale gdzie jest Maglev?
 

niedziela, 5 sierpnia 2012

Wyrolowana w Szanghaju -1

Zacznę od momentu kiedy się zorientowałam, że muszę lecieć sama, że mnie zostawił na lodzie. No i po tym jak na niego wyklinałam na Okęciu..

Macie obraz kobiety z wózkiem klnącej na całe gardło? Wykreślić. Klnę w myślach, a w oczach mam łzy, które zbierają się z kilku powodów. Myśli tysiąc. Jest przed dwunastą, a z domu wyszłam o 6:20 co oznacza, że chce mi się sikać. Bardzo. Tylko co niby mam zrobić z walizką, dwiema torbami, wózkiem no i dzieckiem? Dobrze, że lotnisko małe, idę szukać skąd samolot do Helsinek. Każdy głupi by sobie poradził, nie denerwuj się dziewczyno. A zresztą denerwuj się sklerotyczko, przecież trzeba Ci dolców, kantoru szukaj, gotówka się przyda! Jak chcesz dojechać do hotelu? Jest kantor i oczywiście zdzierstwo, przynajmniej dla centusia z Krakowa. Wymieniam 200zł. 50$ mam z domu. Resztą pomartwię się później. 
Jeju, kiedy odprawa? 
Szybciej! 
O nie, kolejka... 
Pani z obsługi zaprasza mnie do odprawy biznes klasy lalalala. Kobiety wiedzą co to opieka nad dzidziusiem. To ja poproszę tak zawsze już. Pozbywam się walizki i mogę iść do toalety- dobrze, że dla inwalidów są ogromne. Jeszcze ostatnie telefony i rzucam się na głęboką wodę, naprawdę. Wybiła pierwsza, a ja jakimś cudem oglądam Warszawę z góry, zapamiętuję jak kadry z filmu oddalające się obiekty. Nieco łypię okiem na prawo i lewo i na puste siedzenie obok. Ukradkiem ocieram łezkę, wdech, wydech, huuuuuuuuu dasz radę dasz radę dasz radę... 
Poczęstunek nawet udaje mi się zjeść, kolejny sukces i rzucam mu w eter "dzięki za pusty fotel". Już mi lepiej. Zuzia śpi. Biznesmeni gadają bzdury o laskach i interesach życia, laskach przeszłych, interesach przyszłych.. Słyszę rosyjski, mylą mi się słowa, ile to już lat go nie używam? Mały samolocik, super pilot 15:30 i tylko półtorej godziny na międzylądowanie. Dobrze, że mam wózek przez tą chwilkę. Już wiem co będzie trudne w podróży- racjonalne korzystanie z toalet. Ooo! Gadżety z Muminkami- słodkie jeśli udaję, że nie widzę cen. Nie chcę na nie spoglądać i myśleć o moim budżecie na wyjazd. Tymczasem szukam mojej (mojego?) gate. Myślałam, że trudniej się połapać w symbolach na tablicy odlotów... Znów oddaję wózek i zasiadam wygodnie. Odprawa poza kolejnością z małym dzieckiem, siedzenie na początku rzędów i dużo miejsca. Zaraz startujemy i nie wiem co będzie! Ratunku i OMG! Jak to się stało? Przecież ja zawsze wszystko planuję!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...